Temat jest troszkę prowokacyjny, bo nie, nie będę pisała o czystości w domu i organizacji. Ten wpis jest poświęcony dzieciom i dwóm trendom wychowawczym. Obydwie skrajności są dość niebezpieczne, jeśli pójść całkowicie w jedną lub drugą stronę. Jednak w każdej postawie można znaleźć coś wartościowego.
Czysto i jak w zegarku
Odrobina dyscypliny jest
dobra, nie uważam, że dobrym pomysłem jest zupełne odchodzenie od niej.
Dziecko, które wszystko może prędzej, czy później odniesie wrażenie, że
rodzicowi na nim kompletnie nie zależy. Z drugiej strony, dziecko, które
odczuje, że nie może kompletnie nic – też prędzej, czy później odniesie takie
wrażenie. Dlatego jakieś granice warto więc mieć w każdej z tych postaw.

Priorytety
Tak naprawdę wszystko
jest kwestią tego, jak rodzice ustalą sobie priorytety. Czy ważniejsze są
czyste szyby w mieszkaniu, czy uśmiech dziecka przyklejającego buzię do szyby i
robiącego wesołe miny? Umówmy się, nie da się rozwijać w domu, w którym trzeba
przeżyć niczego nie dotykając :D Wierzcie, lub nie. Nadal są takie trendy wśród
rodziców. Jeśli zamiast domu wolisz muzeum i ma być tylko czysto, to za chwilę
się okaże, że nie dajesz dziecku wcale jedzenia do ręki żeby czasem nie
nabrudziło. A w ten sposób… nie pozwalasz mu się rozwijać.
Brudno ale szczęśliwie
Też ma swoje granice. I
tu przypomina mi się sytuacja, kiedy pracowałam w księgarni. Dziecko całe
ubrudzone czekoladą brudziło szyby sklepowe mając z tego ogromną frajdę.
Rodzice siedzieli i patrzyli. Zero reakcji. Wyszłam i normalnie zwróciłam
uwagę.
Masa ludzi stwierdziłaby
w tym momencie, że się czepiam. Ale nie, rozróżniajmy. Co innego, gdy moje
dziecko brudzi/bawi się w sposób kontrolowany przeze mnie, a co innego, gdy
robi co mu się podoba w przestrzeni publicznej. Rodzice w ten sposób przekazują dziecku założenie, że ktoś inny
przyjdzie i posprząta. A tak właśnie było, bo przecież rodzice nie chwycili za
ściereczki i nie posprzątali bałaganu razem z dzieckiem. A wierzcie mi,
naprawdę było co sprzątać.
Konkluzje i aluzje
Jak zawsze najlepiej jest
znaleźć się gdzieś po środku. I ważyć priorytety. I tak np. ja pozwalam swojemu
Synowi wyszaleć się na placu zabaw, ale też w taki sposób by nie psuć zabawy
innym użytkownikom tego miejsca. Często przez to mamy piaskownicę na
przedpokoju, ale ważniejszy jest dla mnie uśmiech dziecka i to, że ma szansę
się rozwijać i poznawać świat od podszewki.
Tak samo, pozwalam mu przesypywać kukurydzę lub makaron z jednego pojemnika do drugiego, choć na początku kończyło się to tak, że i makaron, i kukurydza aż grały wciągane przez rurę od odkurzacza ;)
A jak to jest u Was?
Trzymajcie się ciepło i
przytulnie <3