Ostatnio copyśrody składają się z pytań, które mi zadajecie w prywatnych wiadomościach. Ma to swoją dobrą dynamikę, więc pewnie tak to będzie wyglądało, dopóki Wasze pytania się nie wyczerpią. Dzisiaj o blaskach, cieniach i tematach, których unikam.
Jesteś taka pozytywna, czy masz jakieś kryzysy?
Nie. Nie mam żadnego. Oczywiście, żartuję. Mam umysł, który jest gotów mieć kryzys co 5 sekund, pod warunkiem że nastroi się bardzo negatywnie. Nauczyłam się jednak pracować ze swoją głową i ze swoim umysłem, dlatego:
- bardzo dbam o treści, którymi karmię swoją głowę,
- szybko ucinam toksyczne relacje i obecnie nie mam nikogo takiego w swoim otoczeniu, więc żyje mi się dobrze,
- wierzę w rzeczy niemożliwe, przez co wielokrotnie byłam wyśmiewana - a jednak dochodziłam do swoich celów, nawet tych, które w momencie wypowiedzenia ich na głos wydawały się wielu osobom absurdalne.
Praca nad sobą daje ugruntowanie
Okazało się, że cała ta praca nad sobą związana z wykreowaniem nawyków pozytywnego myślenia, przestrojeniem własnej perspektywy przydała mi się bardzo w momencie, gdy parę miesięcy temu dowiedziałam się, że jestem chora na chorobę autoimmunologiczną.
Kryzys przyszedł w postaci rzutu, który wyłączył mnie z pracy na dwa tygodnie. Musiałam przestroić się na robienie pewnych rzeczy inaczej, ale już wiedziałam, że topienie się w kryzysie mi nie pomoże. Zaczęłam akceptować swoje emocje, obawy. Coś się skończyło i coś się zaczęło, coś, czego nie znam i co poznawać jest tym trudniej, że nie ma jednego wzoru chorowania.
Praca, której nie widać i choroba, której nie widać
Takie combo. Jeśli się temu przyjrzeć, to jest to z pewnej perspektywy nawet zabawne. Choć zawód copywritera jest już o wiele bardziej rozpoznawalny, niż wtedy, kiedy zaczynałam - wciąż wiele osób uważa, że nie jest to prawdziwa praca. Z punktu widzenia obserwatora, copywriter TYLKO siedzi przy komputerze. Przecież tych wszystkich procesów, które dzieją się w głowie nie widać w momencie, gdy siedzi przy pracy.
Jest to na swój sposób śmieszne, że oprócz pracy, której nie widać, mam też chorobę, której nie widać. Owszem, była widoczna w momencie rzutu i jakiś czas po nim, kiedy schudłam i nie miałam do końca władzy nad lewą stroną mojego ciała. Jednak teraz, kiedy z zewnątrz nic nie widać, bo wszystko wizualnie wróciło do normy - ludzie, którzy mijają mnie na ulicy w życiu nie powiedzieliby, że na coś choruję. Jakby się tak zastanowić, jest to całkiem tricky. Jest to jakiś taki rodzaj alienacji, który po prostu JEST. Mogę się w nim pławić i nie wiadomo jak celebrować, a mogę robić swoje. I wybieram to drugie.
Przez wiele lat mój mail zaczynał się od słów: alternative.monster
Aż trudno uwierzyć, jak bardzo to do mnie przyrosło. Rzeczywiście jestem osobą, która żyje z gruntu alternatywnie i przeczy większości schematów. Związanych z pracą, czy twórczym działaniem. A jeszcze jak dorzucicie do tego edukację domową i system wartości, który nieszczególnie pasuje do społecznego pędu - to już w ogóle wychodzi mieszanka wybuchowa.
Teraz jest mi dobrze, pomimo i ponad chorobowymi okolicznościami, ale życie trochę pod wiatr wcale nie jest łatwe i wiąże się z różnymi kryzysami. Czy miewam kryzysy twórcze? Tak. Ale przeważnie jest to dla mnie sygnał, że czas odpocząć lub zmienić perspektywę i działać dalej. W szkole jesteśmy uczeni nauki do upadłego, a jest to największa głupota naszych czasów. Zmęczony umysł być może jest w stanie nauczyć się czegoś na pamięć, ale nie wygeneruje z siebie nowej jakości, bo pracuje na resztkach energetycznych.
Kiedy pojawi się kryzys twórczy...
- Zrób coś innego niż zwykle.
- Zachowaj się inaczej, niż masz w zwyczaju.
- Zmień perspektywę: wyjdź z domu, wyjedź na krótką wycieczkę, idź na spacer, albo połóż się na podłodze i poćwicz jogę.
- Nie siedź i nie czekaj, aż przejdzie.
- Nie próbuj się zmuszać.
- Zaakceptuj to, że masz kryzys i zrób coś innego.
- Przyrządź nowe danie/zaangażuj się w nową sprawę.
Trzymaj się zdrowo.🍀
Cześć!